Wczoraj planowałem na 2 godziny wyrwać się dziś w niebo z kolega, który co prawda mial juz swój lot zapoznawczy, ale nadal mu się tak tu podoba, ze stwierdził ze potowarzyszy mi na niebie.
Plan na 2 godzinki, był i się zmyl. Krzysiu nie da rady – ze względów prywatnych.
Pracując dalej, wczoraj, nie bardzo wiedząc co zrobić teraz z tym fantem, sprzątałem garaż, a tu nagle Ksiegowa mi się odzywa, i jeszcze się pyta o latanie 🙂
Wooops! Swietnie. Pada pytanie nie fortunnie sformułowane „czy chce się Pani ze mną przelecieć?”
Następuje korekta, pierwsze przelecieć: „nie”, drugie przelecieć: „tak”
Pobudka wiec o 4.40, o 6.00 na lotnisku, o 7.10 w powietrzu 🙂
Super! Wszystko poszło swietnie. Wiatr 8 węzłów, bez termiki, łagodnie i fajnie.
Ponieważ moja Kochana Żona nie ma jeszcze we mnie jako w pilota zaufania, bo …mamy wspólne dzieci, co gorsza zabroniła mi proponować wspólny lot nawet mojemu Teściowi, temat wspólnego latania – w rodzinie narazie – umarł. Do czasu aż nabiorę „doświadczenia”.
A jak nabiorę doświadczenia latając z pasażerem, gdy latać bede sam? Każdy co lata potwierdzi, że latanie z pasażerem jest trudniejsze, z kilku powodów. Mniejsza o nie, ale tak właśnie jest.
Ja jednak czuje ze noszenie odpowiedzialności za czyjeś życie, nie jest mi specjalnie obce – ba nawet w genach uzasadnione, wiec z ludźmi latać chce!
Bo chce się dzielić z nimi moja pasja.
Pierwszy lot dziś jako PIC, z własna licencja, i pierwszy z pasażerem on board!
I’ve done it!
I pierwszy z taka z lotu relacja: