a więc zaczynam. Na „latającego” bloga zdecydowałam się dość „późno”, bo w połowie moich samodzielnych kręgów nad lotniskiem. Zainspirowany, zainfekowany zostałem przez „the_candourist” i jego wycieczką Cessną dookoła świata, a potem jeszcze bardziej rodzimym blogiem Michała Miłosia z 2009 roku.
Tak, zacząłem latać, tyle się tu dzieje, w tym „lataniu”, że mimo, że będę „nadawał na ślepo” – bo i kto ma to czytać, to pisać będę – od tak dla siebie, lepiej jest mi zrobić to i spisać, niźli ……to co mnie tu spotyka, porostu za jakiś czas zapomnieć 🙂
bo jest fantastycznie, życie dziś jest dla mnie szczodre, mam wspaniałą rodzinę, jesteśmy zdrowi, a przy wsparciu mojej fantastycznej żony, na „latanie” mogę sobie pozwolić
latanie jest ciekawe, wymagające, i sprawia mnóstwo frajdy…. a przede wszystkim …uzależnia.
Pisanie o tym, to wentyl na te wszelkie emocję,
bo czuje, że mimo, że nasz instruktor zaakceptował plan wspólnego kanału na whatupie, chętnie by on stamtąd uciekł – taki nawał pomysłów tam się nam pojawia – od zachłyśniętych,
„kupię samolot”, „sprzedam samolot”, „pożyczę go”, „zbuduje”,”tu polecę, a może tam”,”kiedy egzamin?”,”co z angielskim?”, „a ten ten silnik dobry”, „a co z komunikacją?”
ufff …i nie chcę już chyba, ze swojej strony, go spłoszyć. On wie, że my „Zachłyśnięci”,
więc będę dokumentował tu „to”, sam do siebie 🙂 , co wydaje mi się ciekawe, z miejsca z którego „to” doświadczam….